Książki kucharskie, Przepisy, W kuchni

Wypijmy za książki kucharskie, z których nigdy nie skorzystamy

Każdy ma na półce choć jedną taką książkę, prawda? Kupiona w przypływie emocji, z postanowieniami w rodzaju: od jutra tylko klasyczna kuchnia francuska! od dziś nie jem mięsa! od przedwczoraj zamierzam odkrywać świat smaku!

Muszę się przyznać do jednej hańbiącej rzeczy: nie wypróbowałam wielu przepisów z książek kucharskich, które posiadam. Może to kwestia zbyt wysublimowanych składników, może umiejętności, czasem też chęci (a raczej ich braku). Jednak moja natura chomika nie pozwala mi myśleć racjonalnie i przy każdej nadarzającej się okazji zakupuję nowe zbiory przepisów do mojej kolekcji. W życiu każdego gryzonia przychodzi jednak ten moment, w którym należy dokonać decyzji: przeżuć nagromadzone skarby albo wypluć to, co upchane w policzkach (jakże poetyckie i wzmagające apetyt wyrażenie na blogu okołokulinarnym, muszę sobie pogratulować przy najbliższej okazji). Mój czas właśnie nastał, więc decyduję się na to pierwsze. Zetrę kurz z jednej trudnej publikacji. Takiej, o której z góry wiedziałam, że niewiele z niej praktycznie skorzystam, ale mimo to musiałam ją mieć. Uparłam się, że znajdę w niej choć jeden przepis, który mogę odtworzyć w kuchni. I znalazłam.
Ale nie tak szybko! Co to za zabawa, tak od razu podawać na tacy coś przystępnego przeciętnemu kucharzowi. Omówmy najpierw kilka niesamowitych receptur, wprost z Pokarmów miłosnych” Maxa de Roche! Spodziewacie się truskawek i czekolady? O tej ostatniej znajdzie się parę słów, ale jednak  wcale nie gra ona tutaj głównej roli.
Należy przyznać, że najbardziej zachęcająco (a zarazem niepokojąco) wygląda podrozdział Proszki miłosne. Ot, takie szybkie dosypki dla nieświadomego obiektu westchnień. Nieco przerażające. Autor podaje kilka receptur, zaznaczając jednak, że są to jedynie ciekawostki. Kilka przykładów:
Nr 1: Weź oman wielki…  wtf, następne.
Nr 2: Dajcie mi turkawkę…  nie.
Nr 3: Skórka scynka (jaszczurki), wysuszona na proszek i wypita z białym słodkim winem jest cudownym afrodyzjakiem  KTO NA BOGA PIJE SŁODKIE WINO!!
Kolejny kuszący fragment to Osobliwe afrodyzjaki  na wypadek gdyby poprzednie okazały się być zbyt pospolitymi. Do wyboru mamy między innymi mleko wielbłądzie (widziałam ostatnio w Rossmannie na promocji), grzebień koguta (można zastąpić jądrami), gniazdo ptasie (spożywane w postaci zupy). Za skuteczny afrodyzjak w tej grupie uznaje się ponadto Nuocnam… czyli zepsutą, zasoloną rybę. Jednak najbardziej spektakularny i mocno działający na wyobraźnie przepis mówi o satyrionie. W celu wykonania tego afrodyzjku, należy zebrać 20 kwiatów orchidei – Orchis mascula, wycisnąć z nich sok i dodać 600 ml ciepłego greckiego jogurtu lub koziego mleka”.

Sporo miejsca autor poświęca oczywiście przyprawom. Przytacza fragment Ogrodu rozkoszy, Szajcha An-Nafzawiego: Mężczyzna, który poczuje się nagle zbyt słaby, by zadowolić kobietę, powinien natychmiast zjeść imbir, miód, ciemiernik czarny, czosnek, cynamon, goździki, gałkę muszkatołową, kardamon i długi pieprz. Ale… czy wszystkie na raz?
Mimo dość przyziemnych celów stosowania afrodyzjaków, o równie niewyszukane przepisy jest trudno. Przejdźmy jednak do nielicznych receptur o bardziej współczesnym charakterze. Znajdziemy czekoladę oraz orzechowe trufle, ale to zbyt banalne. Oznaczony jako możliwy do wykonania w domu jest także syrop kardamonowy. Istotnym składnikiem są nasiona pokrzywy  o których jednak książka milczy. Surowiec ten zawiera fitohormony, i to właśnie one wzmacniają popęd seksualny oraz dodają sił witalnych. Nasiona dość trudno jest znaleźć w sklepie stacjonarnym, najprościej poszukać ich w sklepie internetowym. Lub nazbierać samemu.

Oznaczenia oznaczeniami, ale jednym ze składników jest wilczomlecz, który… jest rośliną trującą. Co prawda, niektórzy śpiewają chciałbym umrzeć z miłości, jednak podejrzewam, że ta sytuacja byłaby nieco mniej romantyczna. Pomijając więc ten jeden dramatyczny dodatek, postanowiłam wypróbować właśnie ten przepis. Wygląd gotowego syropu, przypominającego brudną papkę, nie jest może zbyt zachęcający, ale za to słoiczek ten doskonale komponuje się na mojej podręcznej półeczce z kurzymi łapkami i skrzydełkami nietoperzy.

Na koniec pozostaje jedno zasadnicze pytanie: czy ten afrodyzjak działa? Zdecydowanie. Stosuję go jako syrop do herbaty, a przeziębienie, jak zakochane, nadal trzyma mnie w swych objęciach.

Wzmacniający eliksir miłosny
Po 1 łyżce stołowej kardamonu, cynamonu i nasion pokrzywy
Drobno posiekany plaster korzenia imbiru
125 ml wody
125 ml miodu
Rozdrobnić na papkę suche składniki z odrobiną wody. Dodać resztę wody, wymieszać i gotować na wolnym ogniu przez godzinę. Na koniec nieco ostudzić oraz uzupełnić miodem. Przechowywać w słoiku lub spożywać od razu z morelami lub brzoskwiniami. A najlepiej z drugą połówką. Swoją, nie brzoskwini.

Na pocieszenie informacja dla tych bez pokrzywy, jaszczurek i czekolady w zanadrzu: marchewkę i ziemniaka także uznaje się za afrodyzjaki. Więc dalej, do garów, obierać kartofle na romantyczną kolację!


1 Źródło mądrości: https://ulicaekologiczna.pl/inspiracje/nasiona-pokrzywy Znajdziecie tam także kilka innych pomysłów na wykorzystanie tych nasion.
Max de Roche, Pokarmy miłosne, wydawnictwo SOLIS, Warszawa 2002.

6 komentarzy do “Wypijmy za książki kucharskie, z których nigdy nie skorzystamy

  1. Zalegajace książki kucharskie trafiły do mnie w formie prezentów. Nie mam ich za dużo ale rzeczywiście w mojej biblioteczce jest półeczka na nie. Zostawiłam. Może kiedyś, któryś z moich synów sięgnie, przejrzy i coś go zainspiruje. Terażniejsze przepisy mi nie pasują, dlatego trzymam te dawniejsze bo moja kuchnia jest też ,,dawniejsza" dla współczesnych zwyczajna. Chociaż teraz to już nie jestem pewna, bo coraz mniej osób gotuje. Więc może za chwilę stanę się ekspertem kulinarnym :P.
    Miło czytało mi się twój post przy porannej herbacie, dziękuję 🙂

  2. Posiadam więcej właśnie takich dawniejszych książek kucharskich, są dla mnie bardzo inspirujące i faktycznie z nich częściej korzystam. Z tymi nowszymi jest trochę gorzej, chyba że są ładnie wydane – wtedy tracę rozsądek 🙂 Dziękuję za miłe słowa, pozdrawiam! 🙂

  3. Niewykorzystane książki kucharskie – u mnie wszystkie kupione. Zdecydowanie wole korzystać z przepisów znalezionych na blogach czy YT. A mój mąż nie cierpi wymyślnych potraw, woli swojskie smaki, więc ten kartofel i marchewka będą w sam raz 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *