W kuchni

Nigel, jogurt i słodkości

Każdemu z nas co jakiś czas (bardziej lub mniej świadomie) zmieniają się nawyki żywieniowe. Czasem po prostu mamy przez dłuższy okres na coś smaka albo fazę na konkretny typ jedzenia i niekoniecznie mowa tylko o kiszonych ogórkach w czasie ciąży. Skoro mamy początek wiosny, to  oczywiście znaczy też, że w mojej kuchni pojawiło się kilka nowych inspiracji marcowo-kwietniowych oraz sezonowa zmiana odżywiania. Myślę, że warto się tym podzielić i zaprezentować w nieco luźniejszej formie, takie upublicznianie własnego talerza. Ale przechodząc do rzeczy  otóż okazuje się, że kwiecień w mojej kuchni stoi pod znakiem Nigela Slatera. Oczywiście, nie siedzi on w mojej kuchennej szafce ani lodówce (niestety). Konkretnym sponsorem moich kwietniowych inspiracji kuchennych jest pierwsze polskie wydanie jego książki kucharskiej z serii Zielona Uczta, z propozycjami na wiosnę i lato.

Piękna okładka, na którą nie mogę się napatrzeć. Ślady pędzla pojawiają się w całej książce, a ich autorem jest Tom Kemp. Galerię jego prac zobaczycie tutaj.
Na książki Slatera polowałam już od dawna, jednak w polskim tłumaczeniu do tej pory ukazała się jedynie Jedz, a cena innych oryginalnych angielskich wydań nie należy jednak do najniższych. Czekałam więc cierpliwie. I się doczekałam. Uśmiecham się także na myśl o tym, że na jesień pojawi się kolejna część Zielonej Uczty, dedykowanej na chłodniejszą porę roku.

Wszystkie przepisy zawarte w tej książce są wegetariańskie, ale nawet nie byłam tego na początku świadoma, mimo że tytuł mówi sam za siebie. Sama nie odmawiam mięsa na talerzu i raczej wątpie bym z niego całkowicie zrezygnowała. A jednak, robiąc od jakiegoś czasu zdjęcia temu, co znajduje się na moim talerzu (jak prawdziwy instagramer), zauważyłam, że wcale tak go dużo na nim nie ma. Większość dni u mnie jest wegetariańskich, a ja nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy  bo mięso faktycznie lubię. Nie wiedziałam tylko, że jem je tak rzadko.

Najlepsza prostota czyli tarte surowe jabłko z miodem i natką pietruszki.
Kolejna rzecz: owsianka. Przekonałam się. Powróciłam. Zazwyczaj po takie śniadanie sięgałam przy krótkich fazach na bycie fit i zen jednocześnie. O ile bycie zen od prawie roku uprawiam regularnie (joga) i jestem z tego niesamowicie dumna, to bycie fit rozumiane jako zdrowe odżywianie wychodzi mi oczywiście gorzej. Tutaj staję więc także po stronie Nigela (po miesiącu jesteśmy już na ty), który między zdrowym, a przyjemnym jedzeniem zawsze wybierze to drugie. Miłą odmianą jest jedynie to, że można to połączyć  co niby od dawna jest już oczywiste, a jednak nie zawsze tak proste do zastosowania w praktyce.
Ulubiona owsiankowa wariacja kwietnia, czyli ta z karmelizowanym korzeniem pietruszki i miodem.
Kolejna nowość, którą zawdzięczam Nigelowi, to moja nagle rozbudzona miłość do zimnego jogurtu. To, że zaczęłam go jeść w czystej postaci to prawie cud. Objawienie. Nigdy nie przepadałam za kwaskowatym jogurtem, na dodatek zimnym. Na myśl o nim od razu zaczynały mnie boleć zęby. Przy marnych próbach zdrowego odżywiania lądował w oczywiście w owsiance, od razu się nagrzewając i stając jeszcze bardziej kwaśnym. Pomysł o zjedzeniu miseczki zimnego jogurtu  z samego rana lub na wieczór  tak przemówił do mojej wyobraźni, że wkrótce okazało się, że ja również nie potrafię bez niego żyć.
Wersja z podgrzaną konfiturą z czarnych porzeczek
Kurczę, tyle nas z Nigelem łączy. Miłość do misek także. Kolejna rzecz, którą praktykuję od dawna, a nie do końca świadomie. Zwykle większość dań jadam z misek lub głębokich talerzy. Wszystko wtedy smakuje lepiej! Zwykle jednak moje naczynia są obtłuczone. Zakupuję je na róznych pchlich tragach, często nawet te w nie najlepszym stanie, a które mimo to mnie urzekły.
Chwilowo oczywiście jestem na targowym odwyku, więc tutaj miseczka zakupiona za grosze już jakiś czas temu. Ręcznie malowana i szkliwiona, więc mozna przymknąć oko na małe odpryski.
Odchodząc od tematu Slatera, kilka słodkości z marca i kwietnia. Zazwyczaj piekę coś raz w tygodniu, a częstsze wypieki zostawiam na jesień i zimę, kiedy to mogę się bez skrupułów poszerzyć i przykryć swetrem. Ale co poza talerzem? Ostatnie spędzanie dużej ilości czasu w domu sprzyja pichceniu, ale dla równowagi zajęłam się inną manualną czynnością. Jakby proroczo, szydełkowaniem zajęłam się już na początku tego roku, a teraz stało się jedną z moich główych form relaksu. Przeplatam więc, ciasto, włóczka, ciasto, włóczka… licząc na to, że intensywne dzierganie można uznać za wykonany trening.
1. Muffinki jogurtowe z mango z przepisu La grande e la piccola cuoca 2. Szydełkowe opaski dla siostrzenicy 3. Wielki bukiet marcowych tulipanów 3. Małe gallettes z jabłkami i konfiturą rabarbarową, obsypane cukrem trzcinowym, przepis improwizowany.
1. Powstająca lekko ażurowa sukienka z bawełny na lato. 2. Tartaletka z serem i cukrem pudrem. 3. Recyklingowa włóczka ze starych ubrań i przerwa na herbatę. 4. Gotowy szydełkowy dywanik z szarego sznurka i gitara jazzowa, którą planuję oddać do renowacji.
Na koniec jeszcze jedna żywieniowa zmiana, która boleśnie dotknęła moje świnie morskie. Przy okazji koniecznej wizyty u weterynarza w nowej dla mnie (dla nas…) typowo gryzoniowej przychodni otrzymałam świński jadłospis, z zasadami prawidłowego żywienia. Z pewną miną, myślałam, cóż mnie może tam zaskoczyć, przecież moja świńska arystokracja jada najlepszą wyselekcjonowaną karmę, ma stały dostęp do siana i górę świeżych warzyw. Należy przyznać, że pozycję społeczną w moim domu mają one ugruntowaną i bardzo wysoką. Jakież więc było moje zdziwienie, gdy okazało się, że kawie karmi się praktycznie łyżeczką granulatu (a nie całą miską!), a warzywa dostają raczej w formie cienkich plasterków, a nie całego pomidora na głowę (…a raczej na tułów). Oczywiście to, że podstawą diety jest siano, wiedziałam, piramidę żywienia też znałam, a jednak w przeliczeniu tego na konretne ilości jest to bardziej radykalne, niż sądziłam. Były one więc… odrobinę przekarmione. To tłumaczy ich bycie bardzo dorodnymi okazami. Ale koniec dobroci. Wprowadzamy świński rygor.

4 komentarzy do “Nigel, jogurt i słodkości

  1. Z człowiekową dietą to chyba jest odwrotnie. Jakby się tak stosować do ogólnych zaleceń, czyli codziennie podstawa – góra zboża, obowiązkowo do tego góra warzyw, pagórek owoców, wiaderko nabiału, 5 razy w tygodniu ryba, pomijając nawet mięso, ale dodając konewkę wody i dzbanek soków warzywnych, oraz miskę nasion i orzechów, to się robi wagon żarcia na każdy dzień. A wszystko niezbędne ponoć dla naszego zdrowia i życia. Ja tam nie jestem w stanie tyle zjeść. Bardziej mi pasuje ta świnkowa dieta. Może bez siana – preferuję świeże zielska :).
    Jogurtu ciepłego nie tykam, po pierwsze jest bezwartościowy w sensie probiotycznym, a po drugie… błee. Muszę zaryzykować te karmelizowane pietruszki, brzmi strasznie, ale już ktoś gdzieś zachwalał, więc czas się przekonać.
    Udziergi urocze, kolorystycznie zwłaszcza :). A gitara to niby co, eksponat, czy używasz jakoś bardziej?

  2. Karmelizowana pietruszka to magia 🙂
    Na tej gitarze kiedyś uczyłam się grać, teraz bardziej stoi sobie jako dekoracja. Ma jednak pęknięcie z boku, a nie chciałabym, żeby w przyszłości całkiem się rozpadła 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *