Idealny kęs
Chyba każdy posiada jakieś własne dziwactwa jedzeniowe. Czasem potrafią one wywołać na twarzach współbiesiadników zdziwienie (w najlepszym przypadku), częściej lekką odrazę lub nawet wykreślenie z grona znajomych (w tym najgorszym scenariuszu). Do niektórych z tych zwyczajów nie przyznamy się nawet na łożu śmierci – to nie tak, żebym mówiła o sobie, tylko podejrzewam. W stosunku do bliskich osób reakcje na te dziwactwa są różne. Być może znasz kogoś na tyle długo, że tych niestandardowych nawyków wcale już nie zauważasz. Być może w przypływie miłości wydają ci się niebywale urocze. Być może wywołują w tobie chęć mordu. Niezależnie od wybranej opcji, ich istnienia nie da się ukryć i wymagają one przeanalizowania.
Jeden z takich nietypowych zwyczajów pojawia się w filmie „Miłość ma dwie twarze” („The Mirror Has Two Faces”) z 1996 roku. Główna postać Rose (Barbra Streisand) nie tylko nie żałuje sobie jedzenia, ale posiada także pewien nawyk – czy może bardziej sprawnie opracowany system – dzięki któremu może cieszyć sie potrawą jeszcze bardziej. Jest nim idealny kęs. Na czym polega? Najpierw usuwasz z talerza składniki, za którymi nie przepadasz. W domu zapewne na talerz wcale ich nie nakładasz, ale w restauracji różnie bywa. Następnie kroisz pozostałe na drobniejsze kawałki – takie w sam raz na widelec. Nabijasz na niego po każdym ze składników, tworząc swoją doskonałą kompozycję, która oddaje smak całej potrawy w tym jednym, perfekcyjnie zbilansowanym kęsie. Maksimum w minimum.
Wbrew pozorom rytuał Rose nie jest aż tak nietypowy – wiele osób praktykuje nakładanie na widelec kilku składników dania, by poczuć na raz smak całej kompozycji. Gorzej, jeśli składników jest zbyt wiele, ale zawsze można przerzucić się z krótkiego widelca na patyczki do szaszłyków. Repertuar dziwnych nawyków związanych z jedzeniem jest jednak o wiele szerszy. Do jakich najczęściej ludzie przyznają się na forum publicznym? Dzięki niezawodnemu źródłu informacji o człowieku i jego kondycji poznałam kilka z nich. Sporo dotyczy samej estetyki potrawy: wszystko na talerzu musi być poukładane, a surówka koniecznie podana na osobnym talerzu, by kotlet nie zmoknął od jej soków. Są to jednak dość racjonalne zabiegi. Nieco bardziej niepokojąco sprawa zaczyna wyglądać przy wzmiankach o smażeniu majonezu na patelni czy jedzeniu parówek z dżemem. Jednak najczęściej na myśl o tego typu nawykach przychodzą refleksje o kolejności oraz obgryzaniu konkretnych produktów: delicji i jej galaretki pozostawionej na koniec, ptasim mleczku, brzegów pierogów i skórki chleba. Gdzie w tym wszystkim sens?
Być może słyszeliście o pewnej teorii mówiącej o tym, że pewne sposoby konsumpcji miałyby odpowiadać typom osobowości człowieka1. Przykładowo: zginasz pizzę na pół, a więc jesteś rekinem biznesu; kroisz nożem i widelcem – prawdopodobnie jesteś pedantem; jesz ją z ananasem – jesteś kryminalistą. Mocno naciągane? Jak każde uproszczenie, więc ciekawa teoria w takiej formie za bardzo przypomina testy pod tytułem „Jakim jedzeniem jesteś”. Nie można jednak odmówić znaczenia takim szczegółom i nierozwiązalną zagadką jest to, dlaczego dla niektórych kwestia obgryzienia delicji jest tak ważna, że wręcz zmienia smak całej przekąski. Faktycznie ma to coś wspólnego z charakterem? A może jest po prostu zwykłym przywyczajeniem, trudnym do zmiany?
Wytykać innym dziwne nawyki jest łatwo, jednak nadchodzi chwila mojej własnej spowiedzi. Jakie nietypowe zwyczaje sama praktuję? Pierwszym, który przychodzi mi na myśl, jest wieloletnie i wieloetapowe rozdzielanie struktury gołąbka. W pierwszych latach mego istnienia skupiałam się na kapuście. Tak więc nieszczęsny gołąbek zawsze zostawał wybebeszony, a z talerza (i ze spodu garnka) znikały jedynie liście kapusty. Później, być może by poczuć się nieco bardziej dorośle, skupiałam się na jego wnętrzu – przecież to ono powinno świadczyc o wartości człowieka gołąbka, a nie jego zewnętrzna powłoka. Więc znów, talerz pokrywały szczątki niezjedzonej kapusty, przy braku jakiegokolwiek ziarenka ryżu. Dzisiaj, jako już prawie w pełni zrównoważona dorosła osoba, gołąbki zjadam w całości i dostrzegam także, jak karygodnym uczynkiem było rozdzielanie dwóch rzeczy dla siebie stworzonych.
Koreczki „Idealny Kęs”
widelczyki
pomidorki koktajlowe
mozzarella
pesto bazyliowe
kromki chleba
odrobina masła
Kromki chleba smarujemy masłem i robimy z nich grzanki na patelni. Gotowe smarujemy pesto bazyliowym i kroimy na małe kostki. Nabijamy na widelczyki tyle, ile się zmieści: grzankę, kawałek mozzarelii i pomidorka. Widelczykowe koreczki układamy na talerzu i zjadamy wszystkie, oczywiście na jeden kęs.
Screeny: Miłość ma dwie twarze (Mirror Has Two Faces), reżyseria: Barbra Streisand, scenariusz: Richard LaGravenese, studio: TriStar Pictures, Barwood Films / Phoenix Pictures, USA 1996.
ja zawsze oddzielam panierkę od kotleta, i jem na końcu! nie mogę zjeść jej z mięsem 😉 i pizzę kroję nożem!
O, to ja tak robię ze skórką z kurczaka!
Rytuał Rose – coś takiego, nie wiedziałam, że to się zalicza do dziwactw! Przecież ja tak jadam od dziecka! I lubię jak na talerzu wszystko jest ładnie poukładane i oddzielone :).
Gołąbki jemy na spółkę z mężem – on kapustę, ja nadzienie :). W czasach, kiedy jadałam kotlety, na pierwszy ogień szła panierka, mięso w drugiej kolejności. Rosół z warzywami najpierw, na końcu sam makaron. Delicji nie lubię, ale wszelkie galaretki w czekoladzie najpierw zostają obgryzione z czekoladowej skorupki… Pizzy z ananasem nie lubię, kroję nożem… No, znalazłoby się tego więcej…
Bo w końcu "dziwactwo" to pojęcie względne 😀 A dzielenie się nielubianymi składnikami z kimś, kto za nimi przepada to układ idealny 🙂
Ciekawy temat poruszyłaś 🙂 Ale z tą teorią o osobowościach to trochę przesada – wychodziłoby z niej, że każdy wielbiciel pizzy hawajskiej to potencjalny kryminalista 😀
A tego byśmy nie chcieli 🙂