DAMN FINE CUP OF COFFEE – CZYLI KAWA IDEALNA
Czy kiedykolwiek po wypiciu filiżanki (lub dzbanka) kawy stwierdziliście, że to naprawdę cholernie dobra kawa? Może mówicie tak codziennie, gdy od razu po podniesieniu powiek próbujecie się dobudzić kubkiem błogiej czerni? Czy może w waszym życiu zdarzyła się ta jedna, ta jedyna, ta wyjątkowa – kawa idealna?
Już na samym początku dochodzimy do pytania – jaka tak naprawdę powinna być? Gdy wspomnimy o małej czarnej, od razu odezwie się strona przeciwna – zwolennicy caffè latte.
Kolejne spory:
Wypić ją dwoma szybkimi łykami, czy też rozmyślać godzinami nad kubkiem?
Zacząć dzień od cappuccino czy espresso?
U Włochów śniadanie rozpoczynamy od czegoś lżejszego, po południu – już zwykle czarna. Rozsądek podpowiada – tak z rana, to może jednak z odrobiną mleka… Podczas gdy serce mówi – dawaj czarną! Chociaż nie, tak krzyczy cały organizm nie potrafiący się dobudzić bez mocnego kopa…
Druga kwestia – sposób podania. Wiadomo, że zazwyczaj cappuccino otrzymamy w filiżance, a podanie warstwowej latte w nieprzezroczystym kubku jest prawdopodobnie grzechem. Ale w domowym zaciszu często robimy głupie rzeczy i nikomu się do tego nie przyznajemy. Może być to część naszego rytuału albo zwyczajne przyzwyczajenie. Bo przecież pewnie każdy z nas ma ten swój jedyny, ulubiony kubek.
U mnie na wyjątkowe okazje pojawia się porcelana, na spotkaniach rodzinnych – szklanki (nie potrafię zrozumieć tego zwyczaju, jednak większości tak smakuje bardziej). Na co dzień są to jednak duże kubki, nie do kompletu, w różnych kolorach. Kojarzycie takie z Central Perk’u, prawda? 🙂
Sekretem (jednakże znanym większości) są dobre, świeżo zmielone ziarna, odpowiednie proporcje i temperatura. Ja przerzuciłam się z ekspresu na kawiarkę – niesamowity aromat unoszący się w całym domu jest nie do opisania. To taki mały sposób na wprowadzenie włoskiego klimatu na co dzień. To niepozorne urządzenie, nazywane także makinetką, moką czy też kafetierką, pozwoli na szybkie i proste zrobienie smacznej kawy. W sklepach znajdziemy wiele rozmiarów kawiarek, możemy więc wybrać odpowiedni dla naszych potrzeb. A z czasem może wciągnie nas ten aromatyczny świat i zainwestujemy w kilka.
Kawa z cytryną – podobno świetne lekarstwo na kaca. Śmiem zaprzeczyć.
Napój ten jest jednak nieco kapryśny, a czasem zaskakujący. Wypicie większej ilości wbrew pozorom nie podniesie nas szybciej na nogi ani nie pozwoli na całonocne wkuwanie dzień przed sesją. Działanie kawy jest wtedy odwrotne, ponieważ powoduje.. senność. Kolejną „ciekawostką” jest fakt, że pomimo wielu właściwości zdrowotnych, okazuje się, że posiada je jedynie w wersji czarnej. Dodanie do niej mleka i cukru zmienia jej strukturę chemiczną. Jak widać, często spotykamy się z wieloma sprzecznymi informacjami: kawa z jednej strony uznawana jest za zbawienie ludzkości, z drugiej jest nazywana szkodliwą dla zdrowia.
Ja pozostaję wierna mocnej, czarnej (jak piekło!) kawie. Czasem jednak, czy dla odmiany, czy dla świętego spokoju otoczenia, warto przekonać się do jaśniejszej. Co nie oznacza, że słabszej. Klasyka ze spienionym mlekiem. Podane proporcje są dla mnie bazą, do której w zależności od nastroju, daty, pogody, pory roku, pory dnia.. – ogólnie od wszystkiego – dorzucam inne dodatki. Kawałek czekolady, szczyptę chilli, dużą ilość przypraw – możliwości jest wiele. Oto według mnie prawdziwa damn fine cup of coffee. With all due respect, Agent Cooper.
Składniki:
2,5 łyżeczki średnio zmielonej kawy
150 ml wody
50 ml mleka
Przygotowanie:
Kawę zaparzyć w kawiarce. Mleko podgrzać do temperatury ok. 60 stopni i spienić – mikserem lub spieniaczem. Szybko, prosto i naprawdę smacznie.
Tak naprawdę idealna kawa ma różne oblicza i dla każdego będzie to inna opcja. Która jest waszą „black number one”?
Nie jestem kawoszką, ale piję kawę, żeby stanąć na nogi, bo jestem niskociśnieniowcem. Najlepsza kawa, jaką piłam, to było mnóstwo lat temu, w podróży nad Adriatyk przez Rumunię, o poranku w centrum Bukaresztu… Maciupki stoliczek wystawiony przed maciupkim bistro, na chodniku przy głównej arterii komunikacyjnej, kawa w maciupkiej filiżaneczce, czarna jak noc, gorąca jak piekło, słodka jak niebo :))). Do dzisiaj pamiętam jej anielski smak i diabelską moc :).
To niesamowite, jak jedna mała filiżanka kawy potrafi przywołać tyle miłych wspomnień 🙂
Ja uwielbiam latte i capuccino. Najlepsze piłam na Capri. Ah co to był za smak. W ogóle lubię trn kraj, ich kulturę i jedzenie. Widziałam już Rzym, Tivoli, Sorrento i wymarzone Capri. Teraz marzy mi się Florencja i Toscania.
W takich okolicznościach to nawet ta z automatu lepiej smakuje 🙂 Zazdroszczę Capri, cudowne miejsce!