Sylwestrowe przemyślenia przy jabłkowym grzańcu
Z czym kojarzy nam się sylwestrowa noc? Jest to dostojna chwila, przez wielu odbierana jako nowy początek, powód do zmiany na lepsze, moment nowych postanowień i mobilizacji do pracy nad sobą. Skoro tak, to jak powinno wyglądać to święto? Czyż nie powinno być eleganckie i wyszukane? Pełne błysku, przejmującego patosu – bo w końcu rozpoczynamy coś nowego. Powinniśmy ubrać wizytowy strój, elegancko się przygotować.
Dlaczego więc Sylwester dla wielu osób jest powodem do „dzikiej” imprezy? Koniec roku – ostatnia szansa? Dla niektórych wygląda to tak, jakby była ich pierwszą w życiu. Jakby był to dopiero ich pierwszy łyk alkoholu, jakby nie znali jego skutków i nie odkryli jeszcze własnego umiaru. Zmagamy się z przymusem szalonej zabawy – każdy musi iść na imprezę, nikt nie może siedzieć w domu. A mimo wszystko, jest to wieczór jak każdy inny. Okazji do imprezowania jest wiele, to nie jest pierwsza i ostatnia taka chwila.
Tuż przed Sylwestrem zaczyna się wielka akcja – zapraszania i wpraszania na ostatnią chwilę. Bo kto jeszcze nie zrobił planów, musi na siłę jakieś znaleźć. Bo siedzieć w domu nie wypada. Dlatego też zbyt często kończymy na słabej imprezie, wśród ludzi, z którymi wcale nie chcemy spędzić ostatniego dnia roku.
Chwila przed północą lub dłuższa po – moment odliczania i otwierania szampana. Zauważcie – nigdy równo o północy się to nie zdarza 🙂 Jeśli nie wierzycie i tegorocznego Sylwestra spędzacie w domu, polecam przez okno spojrzeć nie tylko w górę, na niebo pełne fajerwerków, ale także w dól, na chodnik pełen pijanych osób. Nikt, dosłownie NIKT wychodzący z konkretnego typu imprezy nie trafi w odpowiednią godzinę.
A może być tak miło. Można spędzić ten czas z paroma znajomymi, których naprawdę cenimy. Spędzić normalny wieczór, przy dobrym jedzeniu, paru drinkach i ciekawej rozmowie. Zapewniam, że z takiego wieczoru można wynieść coś więcej niż ból głowy nad ranem i luki w pamięci.
Jednak żeby nie było, że krytykuję wszystkich imprezujących – to nie tak. Sama święta nie jestem, z alkoholem czasami także zdarza mi się przesadzić. Ale! Są jakieś granice. Jeśli świętujemy – trzymajmy się właśnie tej swojej granicy. Przekroczenie jej w sylwestrową noc nie jest niczym wyjątkowym i nobilitującym. I nie czujmy się zobligowani do tego, by szaleć na imprezie. Mam wrażenie, że zbyt wiele osób odczuwa taką presję z okazji końca roku. Naprawdę, można inaczej.
Bohaterem wpisu jest wyjątkowy grzaniec: z pieczonymi jabłkami, gruszkami, pomarańczą, przyprawami, sokiem jabłkowym oraz.. żubrówką. Świetny kukbukowy przepis, o tutaj właśnie. Cudowny zapach, głęboki smak jabłek i baaardzo rozgrzewający. Gorąco polecam!
I wszystkiego najlepszego w Nowym Roku – by wszelkie dobre postanowienia okazały się realne i rozgościły się w Waszym życiu 🙂
Mogłabym się tak rozgrzewać bez końca 🙂
Aż do wiosny 🙂