Bajki, Jedzenie w kulturze, Przepisy, Smaki dzieciństwa, W kuchni

Kraina czekoladą płynąca

Mnóstwo bajek poruszało moją dziecięcą wyobraźnię, ale nie każda tak mocno, jak ta. Trudno byłoby teraz podsumować, ile razy była czytana. A właściwie, to ile razy maltretowana była jej pierwsza strona z ilustracją przedstawiającą krainę z czekoladową rzeką. Naprawdę, nie pamiętam na czym opierała się fabuła tej bajki i szczerze wątpię, bym za każdym razem czytała ją do końca. Bardziej prawdopodobne jest to, że dla mnie ta historia kończyła się na tej pierwszej stronie. Zwykle gdy ja chłonęłam każdy szczegół ilustracji, moja mama pewnie produkowała się nad wersją alternatywną opowieści (w czym zresztą do dzisiaj jest najlepsza). Ja w tym czasie z dziecięcym brakiem skrupułów w ogóle jej nie słuchałam, a z uwagą obserwowałam jedynie sam bajkowy krajobraz.

O Kuchciku, o Nadziei i o drzwiach zamkniętych” to bajka autorstwa Lucyny Krzemienieckiej, wchodząca w skład cyklu Cudowne okulary z 1932 roku. Ja posiadam wydanie drugie wydawnictwa Nasza Księgarnia, z roku 1980. Opowiada historię królewny Ślicznotki  rozpieszczonej młodej osóbki, posiadającej sześć Pań-Niań oraz mebelki z czekolady. Jednym z jej kaprysów jest rejs statkiem na Zaczarowaną Wyspę  oczywiście nieprzemyślany i niebezpieczny, co okazuje się być rodzajem nauczki dla córki. Całą wyprawę ratuje Kuchcik oraz Pani Nadzieja. Historia, standardowo, z powodu rozwagi kucharza, kończy się jego ślubem z księżniczką. Oczywiście jest to bajka mająca uczyć pokory i unikania zachcianek, magicznym sposobem pomijając rolę rodzica w wychowaniu dziecka. Nauka płynąca z bajki to:
1. Należy dbać o dobro innych i powstrzymywać się od kaprysów; lub:
2. Nie grymaś, bo tata wyda cię za kucharza i będziesz za niego smażyć kotlety.
Muszę jednak podkreslić, że w mojej wersji brakuje druku na jednej stronie, więc mogło mnie coś ominąć.

Nie pamiętam, bym sama jakoś szczególnie grymasiła, ale jeżeli tak, to pewnie często żądałam czytania mi właśnie tej bajki. Tak czy inaczej, nie wnikając już za bardzo w zmianę sposobu budowania opowiadań dla dzieci na przestrzeni lat, całą historię poznałam dopiero wczoraj, gdy w końcu przeczytałam ją w całości.

Skoro już się przyznałam, że w zasadzie średnio przejmowało mnie to, o czym dana bajka jest, a roztrząsałam w swoim własnym dziecięcym świecie jedynie ilustracje, to warto się chwilę przy nich zatrzymać. Autorem tych w bajce O Kuchciku… jest Zdzisław Witwicki, szerzej znany z Wróbelka Elemelka oraz Krasnala Hałabały. W dzieciństwie sam tworzył ilustracje do swoich lektur szkolnych, a w dorosłej pracy w wydawnictwie Nasza Księgarnia zgarniał dużą ilość zleceń dotyczących dziecięcej literatury. Praca ilustratora prac przeznaczonych dla dzieci nie jest jednak tak sielankowa  jak sam podkreślał, dzieci są bardzo dociekliwymi odbiorcami. Przy całej swobodzie twórczej i różnie przyjętych stylach, to co w tekście, musi znaleźć się na rysunku1. Dzieci dostrzegą każdy najdrobniejszy szczegół, między innymi z powodu wielogodzinnego lustrowania każdej ilustracji, co potwierdza mój własny przykład. I tak, nie uszły mej uwadze śliczne garnuszki, którymi postaci przy rzece nabierają czekoladę.
Skoro więc to właśnie  bajkowa rzeka jest tym, co do dzisiaj porusza me serce, nie obędzie się bez wykonania gorącej czekolady. Na blogu podawałam juz kiedyś jeden przepis na ten magiczny wręcz napój, w wersji zdecydowanie dla dorosłych. Topienie całej tabliczki czekolady w mleku daje z pewnością spektakularne efekty, jednak taka ilość słodkości może być nieco zamulająca. Wypróbowałam więc nieco inny przepis, według Jamiego Olivera. Bazuje na ciemnym kakao i mniejszej ilości gorzkiej czekolady, samą konsystencję zapewnia dodatek mąki kukurydzianej. Jest więc to pewien kompromis pomiędzy przesadzoną słodyczą, a odpowiednią konsystencją. Ponadto mozliwość przygotowania dużej ilości suchych składników i przechowywanie ich w słoiku daje nadzieję na przyszłość. Poniżej podaję więc nieco zmieniony oryginalny przepis  nie dlatego, że jestem taka cool i wiem jak będzie lepiej. Po prostu nie wszystkie składniki posiadam w domu, a i nie mam potrzeby robienia dużej ilości na zapas. Niech Was nie kusi dodanie większej ilości mąki kukurydzianej, bo granica między gęstą gorącą czekoladą a budyniem jest cienka. W mojej wersji znajdziecie nieco zmienione proporcje, na dwie małe filiżanki lub jeden duży kubek gorącej czekolady. Ilość odpowiednia na wzmocnienie i poprawę nastroju.
Czekolada prosto z rzeki
2 porcje:
1 szklanka mleka
1 łyżeczka mąki kukurydzianej
2 łyżeczki cukru pudru
2 łyżki ciemnego kakao w proszku
30g gorzkiej czekolady (6-8 kostek)
 
Wymieszać razem suche składniki, dodać startą czekoladę. Podgrzać mleko, partiami dodawać gotowy proszek i dokładnie mieszać, by uniknąć grudek. Doprowadzić do wrzenia i gotować kilka minut, aż czekolada zgęstnieje. Gotową przelać do filiżanek, pić powoli i stopniowo zatracać się w bajkowym świecie.

1https://www.dziennikwschodni.pl/magazyn/pan-ilustrator-zdzislaw-witwicki,n,1000091103.html

L. Krzemieniecka, O Kuchciku, o Nadziei i o drzwiach zamkniętych, Warszawa 1980.

8 komentarzy do “Kraina czekoladą płynąca

  1. A myślałam, że będzie o filmie "Czekolada" :). Mam tę bajkę! Jedna z moich ulubionych! Mnie treść zawsze bardzo ciekawiła, zresztą bardzo wcześnie czytałam sobie sama, a dwadzieścia lat później czytałam ten sam egzemplarz moim dzieciom.
    Przepis z pewnością wykorzystam, przekonują mnie proporcje :).

  2. Wszystko z czekoladą w tle jest warte uwagi 😀 U mnie ta książka to ulubione ilustracje, ale przypominam też sobie, że moment ze statkiem na morzu musiał budzić mój lęk – stąd zatrzymanie na pierwszej stronie 🙂

  3. Oooo….. a ja tej bajki wcale nie znam.Czekoladę uwielbiam pod każdą postacia,oprócz białej-biała to nie czekolada ;)Pozdrawiam serdecznie 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *