Filmy i seriale, Jedzenie w kulturze, Przepisy, W kuchni

Mortadela symbolem upadku człowieka

Taka scena: główny bohater budzi się, otwiera bez przekonania lodówkę. W środku widzimy kilka sosów, jakieś gotowe śmieciowe danie, zgrzewkę piwa. Następnie odsmaża na patelni lekko różowawe placki mięsa, choć zakładamy, że jednak bez mięsa w składzie. Polewa widocznym już wcześniej sosem. Zasiada przed swoim śniadaniem, z niezbyt wypoczętym wyrazem twarzy. I już wiemy wszystko na temat bohatera: ma kiepską pracę, brakuje mu w życiu większego celu, z pewnością nie wybaczył sobie dawnych błędów, a i już od dawna nawet nie zależy mu na pokonaniu własnych demonów z przeszłości. Pozostało mu jedynie zmęczenie i rozczarowanie. Dlaczego jest to dla nas tak oczywiste? Powiedzcie mi, proszę. Jak to się dzieje, że zawsze, ale to zawsze, spożywanie przez bohatera wątpliwej jakości jedzenia na ekranie jest równoznaczne z jego upadkiem?

Cobra Kai, 2018

Prawda jest taka, że ukazanie postaci otoczonej niezdrowym jedzeniem jest najprostszym sposobem na to, by udowodnić jak bardzo sobie nie radzi. Ale co ważne, podkreślony musi zostać fakt, że nie jest to jednorazowy wyskok. Złe nawyki żywieniowe muszą być rutyną bohatera, z której niełatwo wyjść. Najlepiej pokazać poranek – bo wieczorem, to każdemu (także mi, a i dobrze wiem, że tobie też) może się zdarzyć poprawiać sobie nastrój jedzeniem. Ale jeżeli ktoś musi go sobie poprawiać już od rana – znaczy, że ma problem. Druga ważna kwestia – nie może to być po prostu niezdrowe jedzenie. Wyrafinowana zupa z pięciu serów także nie należy do najzdrowszych, a mimo to nikt nie skojarzy jej z byciem na dnie. Ukazane jedzenie musi być pójściem na łatwiznę. Musi być gotowcem lub czymś, co przyrządzić można ekspresowo i przy możliwie najmniejszym wysiłku.

Cobra Kai, 2018

Opisana powyżej sytuacja z szynką w roli głównej to scena podobna do tej ukazanej w odcinku otwierającym serial „Cobra Kai”, jednak nie jest ona wyjątkiem w innych produkcjach. Podobne przypadki łączenia gorszego stanu psychicznego z jakością spożywanego przez postać jedzenia nie są rzadkością. Jedną z nich (prześladującą mnie przez wiele lat) jest ta ukazana w komedii „Ze śmiercią jej do twarzy”. Główna bohaterka, nie radząca sobie z zawodem miłosnym sprzed lat, pogrąża się przed telewizorem, siedząc pośród pustych opakowań, zjadając bezpośrednio ręką serek z pudełka. Mimo, że oglądanie rywalki na jej telewizyjnym ekranie, w którym akurat ktoś ją morduje sprawia jej satysfakcję, to jednak zachowanie ani jej chwilowe szczęście nie jest społecznie akceptowalne. Niezapłacone rachunki również, a przez połączenie tych dwóch czynników trafia ona do zakładu psychiatrycznego.

Ze śmiercią jej do twarzy, 1992

Właśnie ta scena tak bardzo wryła mi się w pamięć. Na tyle mocno, że za każdym razem gdy po gorszym dniu mam siłę jedynie na rozwalenie się na kanapie, włączenie telewizji i zjedzenie czegoś gotowego – czuję, że upadłam bardzo nisko. Pamięć tego filmu zaburza mój co prawda nieco tępy, ale mimo to satysfakcjonujący do tego momentu relaks. Zaczynam czuć wyrzuty sumienia, które wzrastają przy każdym znalezionym przeze mnie w nieodpowiednim miejscu okruszku. To powinno być przecież te słynne guilty pleasure, prawda? Tylko dlaczego czuję więcej winy niż przyjemności, nawet jeżeli jest to jednorazowe szaleństwo? Nie wiem dlaczego za każdym razem bezpośrednią przyczyną mego upadku miałby być serek jedzony prosto z opakowania. Nie wiem także z jakiego powodu odmawia się poczucia zadowolenia z życia tym, którzy w chwilach zwątpienia – lub po prostu relaksu – zamiast sięgać po zdrowe orzechy, wybierają paczkę czipsów. Wiadomo przecież, że może to być chwilowa słabość. Czasem może nieco dłuższy gorszy okres. Dlaczego więc otoczenie się może i niezdrowym, ale na pewno dobrym jedzeniem musi zawsze łączyć się z osiągnięciem całkowitego dna?

Pomijając już pewien utarty filmowy schemat przedstawiania zdołowanych osób pochłaniających śmieciowe jedzenie – warto zastanowić się nad tym, co było pierwsze: kura czy jajko? A konkretniej: podły nastrój czy złe jedzenie? Wiadomo, a przynajmniej podejrzewa się, że pożywienie wpływa nie tylko na nasze ciało, ale także na samopoczucie. Stąd też należy brać pod uwagę pewne ryzyko, że sięgając po śmieciowe przekąski podczas przejściowej chandry wciągniemy się niestety w trwalszy zły stan. Czyżby filmy zamiast wpędzać nas w wyrzuty sumienia próbowały nas także przed tym ostrzec?

Dzisiejszy przepis to przede wszystkim hołd dla zajadających się śmieciowym jedzeniem bohaterom, którym to w filmach odbiera się poczucie szczęścia. Jest to oczywiście podsmażona szynka – a właściwie to swojska mortadela – z gotowym sosem. I nie powiem, czuję pewne spełnienie, że oto w końcu danie pokazane na ekranie w pełni odpowiada moim kulinarnym umiejętnościom.


Śniadanie degenerata

  • szynka
  • ketchup
  • brak snu
  • brak celu

Plasterki szynki podsmażyć z dwóch stron na patelni. Przełożyć na talerz, polać sosem. Zjeść patrząc niemrawo w telewizor i pójść sobie żyć.


Cobra Kai, 2018, Hurwitz & Schlossberg Productions /Overbrook Entertainment / Sony Pictures Television, USA 2018.

Ze śmiercią jej do twarzy (Death Becomes Her), reż. Robert Zemeckis, USA 1992.

3 komentarzy do “Mortadela symbolem upadku człowieka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *