Fountaine lis i winogrona
Bajki, Jedzenie w kulturze, Książki, Przepisy, W kuchni

Jean de La Fontaine, „Lis i winogrona”, a może jarzębina?

Późna jesień, prawie zima… I jak co roku natrętnie powraca jedna myśl, jakby całe dziesięć miesięcy ukrywała się gdzieś z tyłu głowy, pod fałdkami mózgu, niczym pod ciepłym kocykiem. JARZĘBINA. Każdego roku, zawsze to samo! Już od końca sierpnia staje się celem, choć wtedy jeszcze niedojrzała. W miejsce relaksu w jesiennych promieniach słońca i radosnego szurania stopami po liściach pojawia myśl niedająca spokoju: znajdź jarzębinę. A konkretnie taką, która nadawałaby się do obróbki na produkt spożywczy. 

Wbrew pozorom nie jest to sprawa prosta. Mnoży się przy tym mnóstwo problemów, niektórych sensownych, innych już nieco mniej. Pod koniec lata, gdy energia do zbierania owoców jest duża, to wtedy jeszcze nie jest dojrzała. W listopadzie, po pierwszych przymrozkach, byłaby już idealna. Ale niestety, motywacja spada i w tych warunkach pogodowych bardziej atrakcyjne wydaje się wcześniejsze wskoczenie do wyrka. 

Jarzębina zbierana na przetwory nie może też być taka o, pierwsza z brzegu, gdzieś spod bloku. Musi pochodzić z miejsca oddalonego od ulicy (problem nr 1), z drzewka o wysokości dostosowanej do człowieka o 160 centymetrach wzrostu (problem nr 2) i najlepiej zbierana w zacisznej okolicy bez świadków, co by nikt nie gonił za obrywanie darów natury (problem nr 3, zdaje się, że najistotniejszy). No i jeszcze przydałoby się miejsce w zamrażarce na przemrożenie owoców (problem nr 4). I wiecie co? Po przeliczeniu wszystkich za i przeciw, w tym roku sobie to odpuszczam. 

Okazuje się, że nie jestem jedyną, którą prześladują te drobne czerwone owoce. Przed podobnym dylematem staje… lis. Ale lisek nie byle jaki, bo ten z bajki Jeana de La Fontaine’a o tytule „Lis i winogrona”.

…chwila, winogrona? Tak, wszystko się zgadza. W oryginale Ezopa oraz we wspomnianej już francuskiej wersji Fontaine’a występują dokładnie te owoce. Inna sytuacja ma miejsce w Skandynawii – gdzie, nie wiedzieć do końca dlaczego, zostały one zastąpione właśnie jarzębiną: 

De är sura, sa räven om rönnbären (Są kwaśne, rzekł lis o jarzębinie).

Zmienia to nieco wydźwięk bajki. Jarzębinę cechuje spora goryczka i cierpkość, która nie świadczy jednak o jej niedojrzałości. Rezygnacja z owoców, które są kwaśne, bo jeszcze niedojrzałe, to nie to samo co rezygnacja z cierpkich owoców, na które od początku ma się ochotę, w takiej postaci jakiej są. W tym drugim przypadku możemy mówić o dysonansie poznawczym liska, który to następnie tłumaczy sobie własne lenistwo i brak sukcesu w zdobyciu jedzenia pozornie racjonalnym stwierdzeniem. 


Jarzębina co roku pozostaje moim niespełnionym marzeniem. Tak kusząca, tak bajecznie czerwona, a tak… zbędna. Po co mi ona? Do czego ją dodam? Zrobię konfiturę tylko po to, żeby ładnie wyglądała w spiżarce? Poza tym, te owoce są za cierpkie, na co to komu.

Żeby jednak nie kończyć dzisiejszego wpisu tak pesymistycznie, pragnę obwieścić, że nie zrezygnowałam całkowicie z jarzębinowej misji, a jedynie kupiłam gotową konfiturę. I to z dostawą do domu, bo znalezienie jej w stacjonarnym sklepie graniczy z cudem. Przepis poniżej jest więc dedykowany zdecydowanie dla bardziej leniwej części społeczeństwa. A i wystarczy do niego zaledwie kilka składników. Efektem jednak jest, nieco nieskromnie powiem, dość fenomenalna tarta. Pełna czekolady, lecz bardziej przypadnie do gustu wielbicielom wytrawnych smaków. Jest cierpka, gorzka i słodka jednocześnie. „Jak te całe nasze życie”, chciałoby się rzec, „a zamknij mordę”, chciałoby się odpowiedzieć. Polecam zatkać ją kawałkiem poniższego deseru.


czekoladowa tarta z jarzębiną

Czekoladowa tarta z jarzębiną
  • Spód:
  • 200 g mąki pszennej
  • 2 łyżki ciemnego kakao
  • 2 łyżki cukru pudru
  • 100 g masła
  • 1 jajko
  • Krem:
  • 200 g czekolady o zawartości 70% kakao
  • 200 ml śmietany kremówki 30%
  • 100 g konfitury z jarzębiny

Przygotować spód tarty: sypkie składniki przesiać do miski, dodać pokrojone na kawałki masło i rozetrzeć. Wbić jajko i wyrobić gładkie ciasto. W razie potrzeby dolać odrobinę wody lub podsypać mąką. Schłodzić w lodówce przez minimum godzinę.

Schłodzone ciasto rozwałkować na okrąg większy o około 2 cm od formy. Przełożyć na blaszkę (nasmarowaną tłuszczem lub wyłożoną papierem do pieczenia), docisnąć do krawędzi. Pozostawić wystające brzegi – zostaną wyrównane po upieczeniu. Spód nakłuć widelcem. Na wierzch wyłożyć papier do pieczenia i obciążyć (specjalnymi ceramicznymi kuleczkami lub np. grochem). Piec 20 minut w 190 stopniach. Pod koniec pieczenia usunąć papier z obciążeniem. Spód pozostawić do całkowitego wystudzenia.

Przygotować masę: kremówkę podgrzać do momentu, gdy zacznie delikatnie wrzeć na brzegach garnka. Zdjąć z palnika i dodać połamaną na kawałki czekoladę. Poczekać chwilę, aż zacznie się rozpuszczać i dokładnie wymieszać trzepaczką.

Spód posmarować cienką warstwą konfitury. Na wierzch wyłożyć czekoladowy krem. Odstawić do ostudzenia, a następnie wstawić do lodówki, najlepiej na całą noc.


Jean de La Fontaine, Lis i winogrona, przekład Władysława Noskowskiego, [w:] Bajki, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1986, s. 64.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *