Błogosławieni, którzy jedzą rodzynki z serem
Istnieją na tym świecie produkty spożywcze, które jednym się marzą, a drugim spędzają sen z powiek. Gusta kulinarne każdy może mieć odmienne. Jednak jest kilka potraw, które chyba od wieków powodują powstawanie dwóch wrogich sobie obozów – wielbicieli danego smakołyku i jego przeciwników. Oczywistym przykładem jest pizza hawajska. Ona plasuje się na podium w konkurencji konfliktogennego jedzenia, jednak nie o niej tym razem – lecz o rodzynkach i pleśniowych serach.
Wedle niektórych ich uwielbienie podchodzi już pod kwestie światopoglądowe. Dlatego też są one przyczyną kłótni o wielkości nieproporcjonalnej do ich wagi. Ciekawe, ile tych rodzinnych zaczęło się właśnie od nich… Choć oba produkty wydają się takie niepozorne, to mogą stać się winnymi licznych sporów.
Oskarżona nr 1: rodzynka
Taka mała, sucha, pomarszczona, niewinna rodzynka. Gdzieżby ona mogła stać się źródłem międzyludzkich konfliktów? A jednak, wpakowana do ciasta z serem zmienia się w drapieżną (choć już rozmiękłą) istotę. Wystarczy jedno spojrzenie na ten sernik, by ludzie zaczęli się nawzajem wyzywać od najgorszych – jeżeli tylko okaże się, że posiadają w tym temacie odmienne opinie.
Często przyczyną nienawiści do tego dodatku jest samo rozczarowanie. Siedzisz sobie spokojnie na rodzinnej imprezie, niczego nie podejrzewając. I nagle wchodzi on, cały na biało. Sernik. Ale zaraz, zaraz, co to zakłóca jego biel? Co to za ciemne punkciki tam majaczą? Niestety, to rodzynki. Łzy napływają do oczu, ale musisz je ukryć, bo z boku łypie już na ciebie jedna z ciotek. Możesz próbować się wykręcić, wyjść odebrać ważny telefon (ale kto by wydzwaniał tak po niedzieli!). Koniec końców będziesz musiał serniczek z rodzynkami zjeść, powiedzieć, że taki dobry, nie za suchy, nie za słodki.
Niepoprawni optymiści będą przez chwilę marzyć, że to może kawałki czekolady, choć serce doskonale wie, że nie. Więc po co się łudzić i zadawać sobie niepotrzebny ból.
Tylko, że jest jeszcze druga część społeczeństwa – wielbiciele sernika z rodzynkami. Jedni powiedzą: szaleńcy. Drudzy natomiast są już dawno oburzeni podczas lektury niniejszego tekstu i mruczą pod nosem nie lepsze epitety. Jedno jest jednak pewne: żadna z tych grup nie chce dojść do porozumienia w tej kwestii. Nie porzuci swych ideałów. Nie pójdzie na żaden kompromis.
Oskarżony nr 2: ser pleśniowy
O ile przeciwnikom takiego sernika w innych okolicznościach rodzynki mogą smakować, to nienawiść do sera pleśniowego jest raczej stała. Jeżeli kogoś odrzuca przynajmniej jedna z jego cech – zapach, wygląd lub gorzkawy smak – to szanse na polubienie są niewielkie. Ciężko tutaj o sztuczki, bo przecież charakter tego produktu nie pozwala na subtelności i kompromisy. Jeśli ktoś go nie cierpi, to nie ma zmiłuj.
Skojarzenia z zepsutym jedzeniem są trudne do zignorowania dla wrogów niebieskiego czy zielonego sera. No i jak tu stwierdzić kiedy ser pleśniowy faktycznie spleśniał? Ten produkt nie budzi szczególnego zaufania. I zdaje się, że to w szczególności wpływa na jego negatywny odbiór – o wiele bardziej, niż smak.
Deska pleśniowych serów atakuje jednak ludzi nieco rzadziej niż swojski sernik – wszak ten drugi to stały bywalec wszystkich okolicznościowych przyjęć. I może dlatego jego ofiary są zwykle takie bezbronne. Nie spodziewają się jego obecności na stole, biedni wrogowie niebieskiego sera. Niestety nie mogą udawać, że go tam nie ma, bo zapach dotrze wszędzie. Jego przeciwnicy mają więc ciężko. Bo nie dość, że muszą obserwować zachwyty innych w trakcie pochłaniania sera, to jeszcze wysłuchiwać, jaki to mają niewyrobiony gust.
Zarówno rodzynki jak i pleśniowe sery budzą spore emocje. Jest to wspólny mianownik dla tych dwóch produktów, jakże odmiennych w swej naturze. Czy jednak łączy je coś poza nienawiścią niektórych grup? Czy winne, odrzucone przez część społeczeństwa produkty mogą wspólnie, ramię w ramię, odnaleźć swoje własne szczęście?
Na pewno udało im się to w książce Sarah-Kate Lynch„Błogosławieni, którzy robią ser”.
„Corrie i Fee robili swoje sery w tygodnie naprzemiennie, raz Błękitny, raz Złoty. Sekretem błękitnego był legendarny chleb rodzynkowy Avis. Raz do roku, na początku września, piekła dwieście bochenków według przepisu, którego od lat używano w jej rodzinie. Następnie bochenki układano w pomieszczeniu do konserwacji Błękitnego, gdzie po trzech miesiącach pokrywała je niebieska pleśń. Pleśń była wtedy zdejmowana i potem dokładano ją do właśnie skwaśniałego mleka, co dawała Błękitnemu Coolarney jego korzenny, ostry smak i błękitne żyłki, z których był powszechnie znany (i których nikt na świecie nie potrafił podrobić mimo wielu prób).”
W tej powieści istotną rolę pełni – nie inaczej – ser, i to pleśniowy. Produkowany na pewnej irlandzkiej farmie, w opisany powyżej sposób stanowi jeden z lepszych specjałów na światowym rynku fermentowanego nabiału.
Opis pleśni pokrywającej chleb z pewnością nie zachęci przeciwników produktów będących tematem niniejszego tekstu. Pogardzane przez niektórych składniki stapiają się tam w jedno, roztaczając przed nimi nieco przerażający obraz dojrzewającego sera. Lecz sam chleb Avis, jeszcze przed uczestnictwem w tym procesie, wydaje się być smacznym dla ogółu społeczeństwa.
Rodzynkowe ciasto Avis to najprawdopodobniej nic innego jak popularny w Irlandii chleb sodowy. Jednak w oryginalnej recepturze nie znajdują się rodzynki – te znajdziemy w pochodnej tego wypieku znanej pod nazwą „spotted dog”. A tak uroczemu określeniu nikt się nie oprze, i słusznie.
Są osoby, które wykazują się ogromną łaskawością i zrozumieniem zarówno dla rodzynek, jak i pleśniowych serów. I zaiste, muszą być one błogosławione. Pozostali niech się nie zmuszają do ich jedzenia. Ale kropkowanemu chlebowi szansę dać można, prawda?
Rodzynkowy chleb Avis
- 250 g mąki
- 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
- 1/2 łyżeczki soli
- 1 łyżka cukru
- 25 g masła
- 200 ml maślanki
- 1/2 szklanki rodzynek
Mąkę przesiać do miski, wymieszać z sodą, solą i cukrem Dodać masło i rozetrzeć. Wyrobić z maślanką na dość gładkie ciasto, w razie potrzeby podsypując mąką. Na koniec wmieszać rodzynki i uformować okrągły bochenek. Ciasto ponakłuwać i naciąć na krzyż. Piec przez 25-30 minut (do suchego patyczka) w 200 stopniach.
Sarah-Kate Lynch, Błogosławieni, którzy robią ser, tłum. Dorota Malinowska-Grupińska, wyd. Prószyński i S-ka, 2004.