Dziś opowiem Wam bajkę. Bajkę, która w dzieciństwie budziła mój strach. Z ilustracji pamiętam dzikie spojrzenie toczącego się kołaczka, opanowanego żądzą zemsty, pożerającego napotkanych po drodze ludzi i zwierzęta. Taki prototyp morderczej opony. Tyle, że ta historia brzmiała nieco inaczej, niż zapamiętałam. To nie kolaczek był zly. To on był tym przerażonym bohaterem, uciekającym przed głodnymi wrogami. To jego wszyscy chcieli zjeść.
Historia toczy się (hehe) tak: upieczony przez ludzi kolaczek, słysząc o planach jego rychłej konsumpcji, postanawia się ratować – całkiem rozsądnie. Udaje mu się uciec. Ucieka przez cały czas. Napotyka po drodze kolejne głodne zwierzęta: koguta, zająca, lisa… W końcu szalonej pogoni natrafia na świnię, która nie ma zamiaru się nim pożywić. Kołaczek i chrumkające zwierzę zostają przyjaciółmi i wędrują razem po lesie. I na tym ta historia mogłaby się zakończyć, ale pojawia się przeszkoda – rzeka. Kołaczek wskakuje na pyszczek świnki, która ma go przenieść. Na środku rzeki, urzeczona zapachem przyjaciela, chce go powachąć (ale nie zjeść). Jednak traci przy tym równowagę i by ratować kołaczka przed zatopieniem w wodzie, niechcąco zjada jego połowę, a druga część wpada do rzeki. Świnka pozostaje sama. Smutna, jednak z tego powodu, że przyjaciel tak jej posmakował, a ona nie potrafi odnaleźć jego drugiej połowy. Podobno od tego czasu wszystkie świnie ryją w kałużach, w celu zjedzenia reszty ciasta.
Aha, zapomniałabym o pewnym detalu: by dodać uroku całej opowieści (bo historia jest za mało dramatyczna) warto wspomnieć, że kołaczka upiekła wdowa dla siedmiorga swoich głodujących dzieci.
Tak, wiem, historia ta nie jest tak jednoznacznie okrutna, jak mogłaby się wydawać, a dzieciom potrzebna jest od czasu do czasu pewna dawka grozy w baśniach. Ale ja zapamiętałam tylko własne przerażenie. Bracia Grimm mogą się schować. Poza tym, warto także podkreślić, że August Kitzberg – estoński autor przytoczonej w skrócie bajki – znany był głównie z roli dramaturga, tworzącego utwory o charakterze przenikliwej krytyki społecznej, co rzuca nam nowe światło na całą opowieść.
Przejdźmy więc do sedna sprawy: kim jest tytułowy kołaczek? Zdaje się, że prostym podpłomykiem, zrobionym z mleka i mąki – wypiekiem dla większości będącym wspomnieniem dzieciństwa. Kusił on swoim zapachem już w trakcie pieczenia, a po wyciągnięciu z pieca stawał się rodzajem ćwiczenia z cierpliwości, zmuszając do czekania aż do ostygnięcia. Przepis na jeden z tych najstarszych wypieków robi się intuicyjnie. Pierwotnie z użyciem samej mąki i wody, z ewentualnym dodatkiem soli, kminu czy ziaren czarnuszki. Niektórzy jednak kojarzą podpłomyk z drożdżowym wypiekiem, będącym próbą przed wersją ostateczną chleba. W starym kaflowym piecu trudno wyczuć odpowiednią temperaturę, więc by stworzyć warunki dla wypieku chleba, wcześniej wstawiano do niego mniejsze krążki ciasta. W ten sposób sprawdzano, czy odpowiednio się upieką.
Spróbowałam przywrócić smak dzieciństwa piekąc właśnie taką drożdżową wersję, posypaną sporą ilością cukru. Choć od lat nie posiadam już kaflowego pieca w rodzinnym domu, próba piekarnikowa również daje namiastkę wspomnień, a zapach uwodzi jak przed laty. Smak zresztą tak samo.
W końcu podpłomyki bronią się same, a i jak widać zdolność ucieczki również całkiem nieźle opanowały.
Postanowiłam oddać hołd kołaczkowi i upiec go we własnej kuchni. Tyle, że po przypomnieniu sobie prawidłowej wersji całej historii… jak ja mam go teraz zjeść? Ze świadomością, że kołaczek jest tak przerażony? Długo walczyłam ze swoimi pragnieniami. Jednak gdy poczułam jego zapach po wyciągnięciu z piekarnika…
Zjadłam całego. Wcale nie różnię się od tej świni.
Podpłomyki na słono i słodko
0,5 kg mąki, można zmieszać kilka rodzajów
42 g drożdży (mała kostka)
1 i 1/3 szklanki wody
po łyżce mleka, cukru i mąki na zaczyn
szczypta soli
do posypania dowolnie: cukier, sól lub czarnuszka
Przygotowujemy zaczyn: drożdże kruszymy do miseczki, rozpuszczamy w łyżce letniego mleka, dodajemy mąkę i cukier. Odstawiamy do wyrośnięcia na około 15 minut. Do miski przesiewamy mąkę, dodajemy wyrośnięty zaczyn, letnią wodę i sól, wyrabiamy przez kilka minut. Odstawiamy znowu na minimum godzinę – ciasto powinno potroić swoją objętość. Po wyrośnięciu odrywamy kawałki ciasta i rozklepujemy lub wałkujemy na dość cienkie, okrągłe placki. Układamy na blasze, posypujemy dodatkami. W przypadku cukru posypujemy cienką warstwą, by cukier w trakcie pieczenia zdążył się rozpuścić i skarmelizować. Wstawiamy do piekarnika rozgrzanego do 200 stopni, na około 25-30 minut. Po upieczeniu jemy jeszcze ciepłe, popijając szklanką mleka lub stoimy nad plackami do ostygnięcia, pilnując by nie uciekły.
A. Kitzberg, Kołacz, [w:] O mądrym krawczyku i inne bajki (Lastejutte), Tallin 1988.
Jak to się nie różnisz?! Przecież tamta świnka zjadła tylko połowę, a Ty – cały podpłomyk! 🙂 A bajka okropna, chyba tylko dla dorosłych. Ja, czytając swoim dzieciom bajki, omijałam wszystkie tragiczne historie (albo przynajmniej drastyczne fragmenty).
Na podobnej zasadzie obserwuję reklamy na przykład parówek, które się grzeją, opalają a przede wszystkim mówią i patrzą na widza. Jako dziecko, po obejrzeniu tego typu reklamy do ust bym nie wzięła produktu.
Pozdrawiam 🙂
Racja, zjedzenie całości już całkowity brak skrupułów 😀 Wydaje mi się, że w tej bajce najgorsza była nie tyle sama drastyczna historia, co brak dobrego zakończenia – jakoś tak zbyt "życiowo"
O, bardzo dobry przykład. Tylko te parówki nigdy nie planują ucieczki, co bardzo mnnie zastanawia.. Pozdrawiam 🙂
Nie znam tej bajki i może dobrze że w dzieciństwie jej nie znałam bo sama piszesz że nie była radosna. Pozdrawiam :-).
Na szczęście większość była weselsza 🙂 Pozdrawiam!
Jest tutaj jakaś wyszukiwarka bo linki ze spisu tresci nie działają
Przepis jak na pite 😉
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Jest w prawej kolumnie, można tez szukać po tagach. Linki w spisie już poprawione, powinny działać 🙂
Też mają w zwyczaju uciekać? 🙂
Ależ u Ciebie ciekawie😊 Podoba mi się Twój styl i świetnie się bawię czytając Twoje posty. Masz nową fankę.
Bardzo mi miło! Cieszę się, że się podoba 🙂
Bajeczke kojarzę, a kolaczka chętnie bym wsunęła. Mniam, mniam