vinci-pasta
Filmy i seriale, Jedzenie w kulturze, Przepisy, W kuchni

Pasta to jest do butów, czyli o spaghetti w „Vinci”

  • Spaghetti, mmm!
  • Pasta. Pasta się mówi.
  • A tam pasta. Pasta to jest do butów.

Vinci, reż. Juliusz Machulski, 2004

Niby zwykły makaron, a potrafi wywołać tyle kontrowersji – od nazwy swej począwszy, a na sposobach jego jedzenia skończywszy. Kłócą się między sobą wielbiciele pasty praktycznie o wszystko. Dywagują nad tym, czy spaghetti jeść widelcem czy wraz z łyżką. Dowodzą wyższości penne nad spaghetii i tagliatelle nad rigatoni. Z zegarkiem w ręku grożą cedzakiem nad garnkiem krzycząc AL DENTE!, w odpowiedzi słysząc stłumione sradente. A na końcu jeden z drugim pobije się o śmietanę w carbonarze, a sam makaron zdąży już wystygnąć. 

I po cóż tyle nerwów? Dlaczego garnek z kipiącymi węglowodanami powoduje aż tyle napięć? Chyba nie ma prostej odpowiedzi. 

Na tle tych wszystkich powyższych makaronowych sporów, dialog pochodzący z filmu “Vinci” wydaje się być jedynie drobiazgiem, prawda? A jednak. Choć ta, bądź co bądź, kulturalna wymiana zdań jest jedynie wierzchołkiem góry lodowej, to staje się doskonałym punktem wyjścia do skupienia się na pewnym specyficznym polu kulinarnej bitwy – czyli walkę o nazewnictwo. A konkretnie na poprawianiu wymowy nazw dań i napojów.

Pewnie doskonale wiecie, że nie każda napotkana osoba jest poliglotą. Ba, niektórzy nie znają nawet jednego obcego języka. Ale choć umiejętność ta jest przydatna, to przecież zdecydowanie nie jest obowiązkowa. A już na pewno nie jest powodem do wstydu. Niestety w takiej sytuacji problemem może okazać zamówienie niektórych potraw w restauracji. Oj nasłuchają się kelnerzy różnych gnocziów, macziatów i kawów par zonów.

Niestety, dość powszechnym jest nie tyle poprawianie osoby źle wymawiającej, co korygowanie błędu przy jednoczesnym ośmieszaniu tegoż człowieka. Czy jest to miłe? Nie bardzo. Zabawne? No, troszeczkę jest, nie da się ukryć. Pomysłowość zdesperowanej osoby odnośnie rozczytywania obcych nazw nie zna granic. Ale w pewnym momencie, przy zetknięciu z tak prześmiewczymi relacjami błędów, w głowie powinna pojawić się myśl: hola hola! A ten co się śmieje, wszystkie rozumy pozjadał?

Przykre to zjawisko, że zamiast normalnego wyjaśnienia danej osobie, jak obcojęzyczna nazwa powinna faktycznie wybrzmieć… lepiej jest kogoś wyśmiać za jego plecami. Poprawiacze zwykle dzielą się swymi spostrzeżeniami z całym światem i wspólnie narzekają, jacy to Janusze panoszą się po restauracjach. A na końcu klepią się po plecach i czują lepszymi od innych. A jednak, należy się zastanowić kto tu wychodzi na tego prawdziwego prostaka.

pasta to jest do butow vinci
Vinci, reż. Juliusz Machulski, Polska 2004.

Skończywszy te żale, wróćmy do filmu „Vinci” – do Cumy i Szerszenia. Choć w scenie pojawia się ta mała uwaga co do nazewnictwa, to ciężko uznać ją za nieuprzejmą. Ich spotkanie przy stole staje się doskonałym polem do ukazania zażyłości dwóch postaci i ich długiej, wspólnej historii. To nie przypadkowi znajomi. Więź jest ciut mocniejsza. Widać to w drobnych gestach wzajemnego dzielenia się jedzeniem (– Sosiku?, – Serka?).

Łączą ich wspólne wspomnienia, choć nie zostają one całkowicie wyjaśnione widzowi. – A pamiętasz pastę w Murzasichlu? Jedno wywołane wspomnienie. Zostawiają cię, postronnego, z takim urywkiem rozmowy, który nie daje zbyt dużego wglądu w całe wydarzenie, a jednocześnie mówi tak wiele. To ich sprawy. Ich historia, do której ty nie masz dostępu. Nie opowiedzą ci jej. Jak chcesz, to idź i zrób sobie własną. 

Widzimy też jak bardzo bohaterom rozjaśniają się twarze. Oczywiście po części na widok spaghetti (pardon, pasty). Dobre jedzenie ma moc przywoływania uśmiechu. Zauważalne jest jednak, że nie tylko zawartość talerza wpływa na smak potrawy.

Może więc zamiast dźgać się nawzajem suchym spaghetti lepiej postawić na gazie garnek z wodą, a później zasiąść razem przy stole? Przy prostym, lecz smacznym jedzeniu. Skupić się na smaku, a nie na nazwie. Tak jak bohaterowie „Vinci” (tylko może lepiej nie planować później kradzieży). Cóż za radość widoczna jest chwilę przed ucztą. Ileż lekkości ducha widać w pochodzie bohatera z garnkiem pełnym sosu. Choć w tej scenie filmu pojawiają się lekkie przechwałki na temat znajomości kuchni światowej, to jednak co do jednego koledzy są zgodni: makaron z pomidorowym sosem, serem i dobrym winem smakuje znakomicie. 


pasta al pomodoro

Pasta al pomodoro

To, co bohaterowie filmu „Vinci” nakładają sobie na talerze, to prosty makaron z pomidorowym sosem. W sezonie najlepiej wykonać go ze świeżych pomidorów, ale gdy nie mamy do nich dostępu, to dobrej jakości przecier też da radę. I zdaje się, że to właśnie z tej drugiej opcji skorzystał Cuma. Do przygotowania potrawy potrzebna będzie jedynie chwila cierpliwości przy robieniu sosu oraz ugotowanie makaronu al dente. I gotowe.

  • 2 porcje
  • 200 g makaronu spaghetti
  • 3-4 duże mięsiste pomidory
  • pęczek bazylii
  • 2 ząbki czosnku
  • sól, pieprz
  • opcjonalnie 1-2 łyżeczki miodu
  • 2 łyżki oliwy

W garnku postawić wodę na makaron, posolić. Skórkę pomidorów naciąć na krzyż, zblanszować w gorącej wodzie. Po około 1-2 minutach zdjąć z nich skórkę. Pokroić miąższ, odkładając pestki i wydobywający się z nich sok.

Na patelni rozgrzać oliwę, podsmażyć przeciśnięty przez praskę czosnek. Po chwili dodać pomidory. Smażyć na małym ogniu, dodać posiekaną bazylię. Sos mieszać co jakiś czas, redukując wydzielające się płyny. Pod koniec doprawić. Jeżeli pomidory okażą się zbyt kwaśne, to dodać odrobinę miodu lub odłożonego wcześniej soku.

Makaron ugotować, odcedzić. Przełożyć do garnka z sosem, wymieszać. Nakładać na talerze.


Kadry: Vinci, reż. Juliusz Machulski, studio: Agencja Produkcji Filmowej, Canal+ Polska, Film Vision, ITI Film Studio, Studio Filmowe Zebra, TVN, Wytwórnia Filmów Dokumentalnych i Fabularnych (WFDiF), Polska 2004.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *