Tak jakoś wyszło, że jedna pomarańcza spędziła ze mną połowę lata. I jak się okazało, miała ona pewne zapędy podróżnicze. Pomijam już kwestię drogi, jaką pokonała ona by dostać się do Polski. Pojawiła się ona w moim życiu jakoś w początkach sierpnia. Kiedy dokładnie? Pamięć niestety bywa zawodna, więc pewności nie mam. Zakładam, że w okolicach dziesiątego zawitała w progi
Czytaj dalejDoskonale rozumiem ideę przedobiadków. Lub podobiadków, zależnie od tłumaczenia. Duńskie ved frokosten – bo o nim właśnie mowa – to posiłek mający miejsce po drugim śniadaniu, a jeszcze przed obiadem. Coś idealnego na zaspokojenie lekkiego głodu, gdy na większy posiłek trzeba jeszcze trochę poczekać. Zresztą, prawie każda pora jest dobra, by coś przekąsić. Zwykle i tak przed obiadem jem „trzecie
Czytaj dalejKoniec grudnia to moment, w którym wzrasta potrzeba kontaktu z zielenią. Na zewnątrz jednak szaro i ponuro, drzewa stoją wytrwale ogołocone z liści. Gdzieniegdzie tylko pojawi się jakaś szalona kępka trawy, schowana pod starym samochodem. Nie zauważyła szczęściara, że pora roku się zmieniła. Słońce i wiosenna roślinność jednak zbyt prędko się nie pojawi, a jakoś trzeba sobie radzić. Cóż więc
Czytaj dalejChodziły za mną rurki. Rurki z kremem. Zrobione z chrupiącego wafelka, wypełnione może i najzwyczajniejszą, ale jednocześnie najpyszniejszą bitą śmietaną. Deser może banalny, lecz niezastąpiony. Dlatego też natrętna myśl o rurkach nie chciała odejść. Wszystko sprowadzało się do nich, a żaden pączek czy drożdżówka im nie dorównywały. Ta moja obsesja na ich punkcie doprowadziła do tego, że zaczęły mnie one nawiedzać nawet w snach – a na
Czytaj dalej