Gdzie pachną stokrotki a owoce się nie psują
Istnieje na świecie kilka dość wstydliwych rzeczy. Na przykład pozostawiona na pastwę losu niedojedzona sałatka owocowa. Albo ta smutna i pomarszczona marchewka leżąca od wieków w dolnej szufladzie lodówki. Nie wspominając już o tej połowie rozciapcianego pomidora pozostawionego na blacie kuchennym w upał. Zepsute przez nieuwagę warzywa i owoce potrafią wywołać spore wyrzuty sumienia. Niestety każdemu może zdarzyć się takie marnotrastwo. Co by jednak było, gdyby ten proces zepsucia był odwracalny? Gdybyśmy potrafili przywrócić każdej truskawce świeżość i blask?
Brzmi jak magia, ale niektórym się to udaje.
Oto fakty: Ned, główny bohater serialu „Gdzie pachną stokrotki” posiada niecodzienny dar – a raczej przekleństwo. Jedno jego dotknięcie zmarłej osoby sprawia, że ponownie ona ożywa. Jest to wręcz boska moc i można by uznać, że każdy chciałby posiąść taką umiejętność. Ten cud ma jednak swoje konsekwencje, ponieważ drugie dotknięcie Neda przywróconej do życia osoby powoduje jej powtórną i trwałą już śmierć. Ponadto, jeżeli w ciągu minuty od ożywienia bohater tego nie uczyni – wtedy umiera ktoś inny. Nie jest więc tak kolorowo, jak mogłoby się początkowo wydawać.
Ta nietypowa umiejętność, odkryta przez Neda już w dzieciństwie na skórze bliskich mu osób, z pewnością mogła zafundowała bohaterowi niezłą traumę. I tak, spowodowała znaczne odsunięcie się bohatera od innych ludzi oraz unikanie bliskości. Trudno się dziwić. Jednak w dorosłym życiu znalazł on sposób na poradzenie sobie z tą nietypową sytuacją i wybrał dla siebie pracę wręcz idealną, która pozwala na doskonałe wykorzystanie jego mocy – i nie mam na myśli tutaj dorabiania sobie z detektywem Emersonem Codem przy poszukiwaniach sprawców morderstw. Otóż Ned, potrafiający wskrzeszać to co martwe, został… cukiernikiem. Zajmuje się pieczeniem uroczych ciast w swoim lokalu o nazwie „Słodka dziurka”. Ale co ma piernik do wiatraka? Siłą rzeczy w miejscach produkcji żywności trochę jedzenia się marnuje. Moc bohatera pozwala na ożywianie nie tylko ludzi, ale właściwie wszystkiego, co martwe. Także nieświeżych owoców. A jeżeli potrafisz sprawić, że spleśniała truskawka na powrót będzie wyglądać jak ta dopiero co zerwana z krzaczka, to po pierwsze nic nie marnujesz, a po drugie – sporo oszczędzasz. Ned jest geniuszem biznesu!
Niewinne owoce stają się w serialu idealnym sposobem na ukazanie korzyści płynących z przekleństwa bohatera. Ned jest osobą sprytną, wie w jakim celu wykorzystać swoją umiejętność. Przywracanie owoców do życia pozwala mu na tworzenie cudownie wyglądających i zapewne pysznych ciast. W sprycie tym nie ma niczego złego, bo bohater ten jest w gruncie rzeczy dobrym człowiekiem (mimo faktu, że dość regularnie wskrzesza ludzi po to by ich zabić). Co prawda zostaje współpracownikiem detektywa dla korzyści majątkowych, ale też dla poszukiwania sprawiedliwości. Prowadzenie cukierni zapewnia mu jednak stały dochód. Ned mógłby całkowicie odsunąć się od innych ludzi. Jednak zamiast udawać, że problemu nie ma – obrócił go w zaletę. Raczej ciężko mówić o pełnej akceptacji takiej cechy, ale Ned nauczył się żyć ze swoim darem i częściowo się z nim pogodził. Całe szczęście, bo wyparcie nie jest dobrym sposobem na radzenie sobie z problemami – nawet tak abstrakcyjnymi, jak wskrzeszanie zmarłych.
Fascynujące jest to, że nawet znając historię powstania ciast pojawiających się w serialu (przypominając – ze spleśniałych owoców przeistaczają się w istne cukiernicze cuda), nadal chcemy mieć je na swoim talerzu. Wyglądają jak wprost wyjęte z kresówki, w których to zachęcający zapach w formie dymnej rączki przyciąga nas do wypieku stojącego gdzieś na parapecie. To, w jakim stanie owoce były wcześniej, nie ma znaczenia w starciu z końcowym efektem. Nie tylko słodycze, ale cały świat ukazany w serialu jest wyjątkowo barwny, a wręcz przesłodzony. W tym cukierkowym świecie pojawia się jednak nuta pewnej goryczki: obecność śmierci, morderstwa, a i same dylematy głównego bohatera wraz z niespełnioną fizycznie miłością nie należą do najprzyjemniejszych tematów. A jednak, oglądanie serialu jest niesamowicie miłe, a nawet relaksujące, być może właśnie przez tą pozorną sprzeczność pojawiającą się między tematem a stroną wizualną produkcji.
„Gdzie pachną stokrotki” są dziełem Bryana Fullera, którego możemy znać na przykład z serialu „Hannibal”. W tym drugim świecie także pojawia się dość osobliwe jedzenie. Tutaj również znamy kulisy powstawania wyjątkowo atrakcyjnie wyglądających potraw, zdajemy sobie sprawę z tego, kto jest źródłem przygotowywanego przez Hannibala mięsa. I pomimo tej jakże niekomfortowej świadomości – nadal mamy ochotę zjeść te precyzyjnie przygotowane potrawy. Choć z pewnością istnieje zasadnicza różnica między spleśniałymi owocami a mięsem człowieka, to jednak w obydwu serialach wykorzystany został podobny motyw – czyli kontrast między mroczną fabułą a eleganckimi zdjęciami, między odrzucającymi nas składnikami potraw a ich przetworzeniem w coś pięknego, wręcz w małe dzieła sztuki.
W naszym przypadku – zwyczajnych ludzi bez nadzwyczajnych zdolności – używanie zepsutych owoców do pieczenia ciast nie jest dobrym pomysłem, więc i do tego zachęcać nie będę. Są jednak pewne produkty, które będąc na granicy dwóch światów – życia i śmierci – są w smaku najlepsze. Zdarza mi się kupować owoce przecenione, mocno dojrzałe, które oczywiście nadal nadają się spożycia, ale raczej już takiego „tu i teraz”. Takie bazarkowe „carpe diem”. I właśnie te owoce najczęściej lądują w cieście, najlepiej takim przesłodzonym, uroczym, z krateczką z ciasta na wierzchu. Produkty, które pod koniec swoich dni najbardziej się do tego celu nadają, to oczywiście śliwki. Mocno dojrzałe są o wiele słodsze, miąższ łatwiej odchodzi od skórki. Idealnie. Należy tylko zużyć je od razu, nie można się zagapić. Bo pewnych procesów, mimo że bardzo byśmy tego chcieli, odwrócić już nie można.
Ciasto z dojrzałych śliwek
- 250 g mąki
- 130 g masła
- 1 żółto
- 50 g cukru pudru
- odrobina mleka lub wody
- 1 kg mocno dojrzałych śliwek
- 5-6 łyżek cukru
- 1-2 łyżki mąki kukurydzianej
Przygotować ciasto: mąkę przesiać do miski, dodać pokrojone w kostkę masło, żółto, cukier puder. Całość zagnieść, w razie potrzeby dolewając odrobinę wody lub mleka. Uformować kulę i schłodzić w lodówce przez około 20 minut. W tym czasie śliwki odpestkować, pokroić na połówki. Posypać cukrem, którego ilość najlepiej uzależnić od poziomu słodyczy owoców (należy pamiętać, że nawet słodkie śliwki po pieczeniu mogą stać się dość kwaskowate). Odstawić na kilka minut, odlać powstały sok. Ciasto rozwałkować, wykleić nim formę o średnicy 26 cm wyłożoną papierem do pieczenia. Oprószyć mąką kukurydzianą. Wyłożyć śliwki i piec w piekarniku rozgrzanym do 190 stopni przez około 30-40 minut.
Kadry: Gdzie pachną stokrotki (Pushing Daisies), twórca: Bryan Fuller, studio: Jinks/Cohen Company / Living Dead Guy Productions / Warner Bros. Television, USA 2007-2009.
3 komentarzy do “Gdzie pachną stokrotki a owoce się nie psują”