Polskie filmy na upały
Uf, jak gorąco. To pogoda na snucie się z zimnym napojem w ręce. Na przemieszczanie się wraz z ruchem wentylatora z funkcją obrotu. Czas zastanawiania się, jaką jeszcze część garderoby można by zdjąć w miejscu publicznym. I powłóczenia nogami z topiącymi się klapkami na stopach, wymownie wydającymi dźwięki klap klap, jakby i im samym było tak gorąco, jak i nam.
Panuje temperatura, przy której nieszczególnie chce się jeść. Przerzucamy się więc na ciecze. Zimne lemoniady, wymyślne koktajle i izotoniki o podejrzanych kolorach. Gdy uda nam się schłodzić swe ciało, pojawia się jednak pytanie – jak ochłodzić swą duszę? Zaspokoić swe kulturalne potrzeby w taki sposób, by patrzenie na ekran dodatkowo nas nie rozgrzewało? Czy istnieją kadry, które potrafią wywołać chłodniejszą temperaturę? Innymi słowy – jakie filmy oglądać w upały?
Następuje więc dylemat. Gdy termometr za oknem pokazuje ponad 30 stopni… to czy lepszą decyzją będzie wybór filmu o gorącej Hiszpanii, czy może jednak tego ukazującego pokryte śniegiem górskie szczyty?
W dużej mierze jest to kwestia naszych indywidualnych preferencji. Tak jak jedni wolą wylegiwać się w słoneczku i smarować olejem, tak drudzy, tęskniący za zimą, wylegują się jedynie pod chłodną szmatą w zacienionym mieszkaniu. Być może jednak któraś z omówionych niżej pozycji podpasuje zarówno grupie pierwszej, jak i drugiej. Przeć klimat Polski to klimat umiarkowany, podobno, jeszcze. To i polskie filmy na upały proponuję w ten gorący lipcowy wieczór. Oczywiście, z jedzeniem i piciem w tle – bo siedzieć o suchym pysku w taką pogodę to nie wypada.
28 °C „Hydrozagadka”, reż. Andrzej Kondratiuk, 1970
Wbrew pozorom zaczynamy od filmu, którego… nie polecam na największe upały. Spoglądać na tajemniczy brak wody? W takich warunkach? Niezbyt przyjemnie. Istnieje też ryzyko, że pewien poziom groteski w zbyt wysokiej temperaturze może okazać się nie do zniesienia. Sądzę, że optymalna temperatura do oglądania to 28 stopni, nie więcej. Wtedy już tylko wystarczy, że zaserwujemy sobie do seansu gotowaną rybę i wszystkie elementy układanki będą do siebie idealnie pasować. Tylko bez żadnych drineczków! Bo… „to alkohol – największa trucizna!”.
30 °C „Upał”, reż. Kazimierz Kutz, 1964
W mieście tak gorąco, że wszystkie ulice świecą pustkami? Nic dziwnego, niemal każdy woli spędzać takie dni z dala od rozgrzanego betonu. Ten kto zostaje, musi pilnować porządku – jak to miało miejsce w przypadku duetu Starszych Panów w filmie „Upał”. Gdy temperatura sięga 30 stopni, to trzeba już sięgnąć po konkretny asortyment chłodzący. A najlepiej to przywołać specjalną brygadę antyudarową.
O samą temperaturę posiłków i napojów w filmie dba jednak działający bar mleczny. Cóż w znajduje się w jego ofercie? Wiadomo, produkty mleczne. Na ochłodę poleca mleko i zimny kefir. A może kakao? Jak zgłodniejemy, to i pierogi gastronomiczne się znajdą, a jak trochę poczekamy, to i chłodne będą. A na koniec możemy wyskoczyć na zimniutkie owoce morza do ambasady. Wakacje na bogato!
33 °C Deszczowy lipiec, reż. Leonard Buczkowski, 1958
Przy tej temperaturze musimy już schłodzić się deszczem, choć ten na ekranie na razie musi wystarczyć. Film ten przenosi nas do zakopiańskiego domu wczasowego, wprost w objęcia opiekuńczych uczestników wycieczki. Główny wątek to historia zdradzanej żony, która samotnie przyjeżdża na wczasy w te same miejsce, w którym wcześniej przebywał nie-do-końca-samotnie jej mąż.
Całe tło filmu – dom wczasowy i kapryśna górska pogoda – nadaje temu filmowi charakteru. Tutaj lipiec jest naprawdę deszczowy. Choć zdarza się kilka słonecznych dni, to jednak większość scen rozgrywa się w pensjonacie. W tym miejscu bohaterowie jedzą śniadania i obfite kolacje zakrapiane szampanem. Temperatury wokół panują nieco niższe, więc i kiełbasa, i spirytus z pieprzem smakują o niebo lepiej. Ale w upały to z jednym i drugim lepiej nie przesadzać.
37 °C Rejs, reż. Marek Piwowski, 1970
Gotowi na rejs po rzece? A na kiełbasę? Spokojnie, na statku ona szybko znika, więc ci, którzy reagują przerażeniem na jej zapach roznoszący się w wyższej temperaturze, nie muszą od razu uciekać z pokładu. Sam film natomiast przeniesie nas w wolno płynący, letni czas.
Przy 37 stopniach to jednak już nic się nie chce. Wieje nudą. Nic się nie dzieje – a nawet jakby się działo, to i tak nie mielibyśmy siły w tym uczestniczyć. Ani tym bardziej gonić za tą kiełbasą. Zimne piwko na statku pośród fal byłoby odpowiednim ukojeniem, ale zamknięcie się w mieszkaniu, nieco chłodniejszym od otoczenia, może być rozsądniejszą decyzją.
To przy jakim filmie topimy się w najbliższym czasie?
Podobało Ci się i chcesz mnie wesprzeć?
Udostępnij:
1 komentarz do “Polskie filmy na upały”